Osad z herbaty

Chciałem by mój pierwszy post nie był o rzeczach technicznych, którymi to zajmuję / pasjonuję się na codzień. I tak trafiło na dość nietypowe zagadnienie, czyli o tym co pływa na powierzchni herbaty i dlaczego nie u każdego to występuje.

Będąc u rodziców z okazji Świąt Wielkanocnych zauważyłem, że piękne białe porcelanowe filiżanki robią się brązowe po zalaniu / wypiciu herbaty. Uznałem to nie tylko za nieestetyczne podczas degustacji ale i potencjalnie niebezpieczne dla zębów. Wiedza z internetów na ten temat mówi:

osad ten jest wynikiem łączenia się kwasu szczawiowego z herbaty z cząsteczkami wapnia z twardej wody dając szczawian wapnia

To by wyjaśniało, dlaczego taki nalot występuje u rodziców (nie filtrują wody). Dodatkowo Aneta potwierdza, że kiedy filtr do wody w naszym mieszkaniu robi się „stary”, podobny osad występuje też w warszawskiej wodzie 🙂

CSI zakończone sukcesem! Przy okazji warto dodać, że duże spozycie kwasu szczawiowego (herbata, rabarbar) może powodować kamienie na nerkach. Aneta pilnuj się!

Prodiż

U mnie w mieszkaniu nie ma piekarnika. To znaczy jest kuchenka gazowa, ale nie ma gazu. Dwa miesiące po tym, jak się wprowadziłam, przeprowadzono remont instalacji w całym bloku, odcinając gaz w moim pionie. Podobno nasze wnęki kuchenne nie spełniały jakichś nowych wymogów. Przez kilka lat nauczyłam się żyć z tym, co było: płytą grzejną i mikrofalą.

Niedawno dostałam w spadku po Babci prodiż. Urządzenie jak z innej epoki: ogromna micha, przykrywka z lepiącymi się uchwytami i pociemniałą szybką do zaglądania do środka, sznurowy kabel i ceramiczne końcówki. Przez całe życie prodiż oznaczał dla mnie jedno: Babciny sernik. Jedyny prawdziwy sernik, nie jakieś oszukane serniki na zimno czy z dodatkami, sernik żółty, przypieczony z wierzchu na brązowo, zapadnięty w środku. Specjalnie dla mnie czasem polewany czekoladą. Taki jedyny, wyjątkowy Sernik.

 

Okazało się, że prodiż może więcej. Po pierwsze, Babcia przy serniku używała tylko górnej grzałki, ale model ten posiada też bardzo przydatne grzanie od dołu. Po drugie zaś w prodiżu można zrobić mnóstwo różnych potraw. Różne rodzaje ciast (np. szarlotkę), ale i mięso, warzywa, zapiekankę, a także (podobno) chleb. Jest jak mały piekarnik, tylko bez jakichkolwiek ustawień. Podłączam do prądu – grzeje, odłączam – przestaje. Co najwyżej mogę zdecydować, czy podłączyć górę, dół czy obie grzałki. I to wystarcza.

Specjaliści od UX mogliby wskazywać prodiż jako wzór w pełni funkcjonalnego i jednocześnie minimalistycznego urządzenia.

Wciąż eksperymentuję z prodiżem, uczę się jak przełożyć piekarnikowe instrukcje na tę nową zabawkę. Czytam w sieci, zebrałam już trochę podobności: podobno osiąga temperaturę ok. 200°C, podobno mięsa wychodzą mniej suche, podobno jest bardziej energooszczędny niż piekarnik. Na razie potwierdziłam jedno: prodiż fajny jest!

Tytuł i szablon – dylematy wieczoru

Od kiedy zaświtała mi w głowie myśl o blogu, byłam pewna jednej rzeczy. Pierwszą poważną przeszkodą będą właśnie wymyślenie tytułu i wybranie szablonu. Dziesiątki pomysłów czekały w głowie i na papierze, aż dorosnę do podjęcia tych jakże ważnych i nieodwracalnych decyzji. I tak, wiedziałam wcześniej, jak trudno jest je w wordpressie zmienić.

Wreszcie, zgodnie z duchem właśnie czytanej książki powtarzającej co chwila: „nie myśl się, nie zastanawiaj, nie tłumacz – działaj!”, postanowiłam zadziałać.

A ponieważ z decyzji szablonu nie jestem jeszcze zadowolona, poczekam. Na kilka wpisów, po których przekonam się, co tak naprawdę tu trafi i w jakiej formie.

Czytaj dalej „Tytuł i szablon – dylematy wieczoru”